Zum Inhalt springen


przez świat z otwartymi oczami…


    Wszystkie podobieństwa do osób oraz wydarzeń istniejących w rzeczywistości są zamierzone i zupełnie nieprzypadkowe


11 listopada 2011

Współpracuje „Nasza klasa” z PiS?

Do tego wniosku doszedłem po zamknięciu w ostatnich dniach, przez administrację NK, wielu kont krytyków PiSu.
Moim zdaniem PiS jest zagrożeniem dla demokracji i dlatego chcę pokazać, z najlepszymi życzeniami dla żyjącej jeszcze kaczki, w międzyczasie bardzo znany: „Ostatni lot kaczora”.
Mam nadzieję, że Jareczek skorzysta z tych linii lotniczych.

7 października 2011

Bełkot kaczki

Długo już nie pisałem o waszej kaczce, ale po jej ostatnich wyskokach nie mogę się powstrzymać i publikuję jeden z jego ostatnich bełkotów:

Czy nie widzicie, że ten mały człowieczek jest psychicznie chory? Biedna Polska!

2 października 2011

Szukanie prawdy

Surfując po internecie znalazłem małą historyjkę obrazkową o szukaniu prawdy. Jeszcze nie tak dawno też jej szukałem. Rezultat był podobny:

30 września 2011

Aida „Night of the Proms” 2011

I znów zbliża się nasza „Impreza Roku” – Night of the Proms. Mały przedsmak znalazłem dziś na YouTube.

8 sierpnia 2011

Bielszy odcień bieli

Chciałbym dziś opublikować jeden z najpiękniejszych utworów zespołu Procol Harum (powstał w 1967 roku) „Bielszy odcień bieli”.

To były fantastyczne czasy i piękne wspomnienia łączę z tą piosenką.

29 maja 2011

Migawki z Jukatanu

Plaża przy TulumCzasami trzeba podnieść głowęCoś z piórkami IJennifer tańczyła tylko dla nasCoś z piórkami IICoś z piórkami IIIA myślały, że się schowały!Ogon dla równowagi?Pod nogami też ich było pełnoMigawka z ulicyJaka będzie przyszłość?Żadna praca nie hańbi, tylko trzeba chcieć!Nie zasługuje na swoja nazwęPracowite owadyZrobiona na początku XX wieku.Jeszcze jeździKartka do domu?Złoty gryzońJuż prawie dorosłyNa plażę nie dalekoMajowy chłopakGodzinami tak mogą

18 marca 2011

Japonia 2011

11 stycznia 2011

Spotkanie z diabłem

Kiedy człowiek rusza w podróż, czasem wcale nie chodzi o kilometry. Chodzi o to, co za nimi stoi. A tego zimowego poranka miałem do pokonania nie tylko śliskie drogi, lecz także… własne obawy. Bo jechałem na spotkanie, które przypominało jubileusz z patyną milczenia.

Deszcz bębnił o szyby, a lodowe sople na dachu wygrywały swoje:
_tyk… pyk… dzyń…_
Jakby natura stroiła instrumenty przed występem dnia. Wszystko było muzyką — nawet moje niezgrabne poślizgi z walizką na lodzie, które kończyły się czymś pomiędzy piruetem a małym przekleństwem pod nosem.

Autostrada przywitała mnie chłodno, ale bez zaskoczeń. Po chwili sunąłem po niej, czując się jak samotny panczenista na torze. Prawa strona zawalona ostrożnymi kierowcami, więc z gracją przesunąłem się na lewy pas i… sunąłem — nie za szybko, nie za wolno, z sercem, które biło w rytmie wycieraczek.

Lotnisko — sprawne, chłodne, beznamiętne. Wszystko szło dobrze… dopóki nie usłyszałem tej typowej frazy urzędniczej:
„Lód. Lot przesunięty. Proszę o cierpliwość.”
Nie mam wyjścia. Mam tylko bilet, parówkę w kieszeni i trochę czasu na przemyślenia.

Czekanie boli najbardziej, gdy człowiek nie wie, czy czeka na coś dobrego.
Ludzie mijają mnie, siadają, wstają, śmieją się. A ja siedzę jak puste krzesło między nimi. Trochę śpię, trochę jem, trochę myślę o tym, że najważniejsze rozmowy to te, które nigdy się nie odbyły.

W końcu samolot. Wsiadam i czuję się jak w tramwaju z lat 90.:
„Heniu, tu! Jest miejsce!” — krzyczy kobieta przez rzędy foteli.
„Zbyszek, zostaw ten plecak, przecież zaraz wystartujemy!”
Polski folklor w powietrzu — rozgrzewający jak barszcz w Wigilię.

Godzina w bezruchu. Kapitan w końcu przemawia:
„Bagaże są. Możemy.”
Jakby mówił: „Twoje życie się zmieściło. Ruszamy.”

Lądowanie późnym popołudniem. Auto wynajęte, silnik warczy ochoczo. Ruszam dalej. Droga niby prosta, ale nagle… śnieg z pól zaczyna tańczyć. Jezdnia biała jak kartka, na której ktoś postanowił coś napisać — tylko jeszcze nie wiadomo, czy będzie to list miłosny, czy rachunek sumienia.

Znam te warunki. Zimno, ciemno, ale jadę. Do przodu. Tak przynajmniej próbuję.

Aż nagle — ściana. Ciężarówka złożona jak marzenia dzieciństwa. Objazd.
Przez wioski, przez pola, przez ciszę tak głęboką, że słychać własne myśli.

I wtedy — chwila nieuwagi, moment oddechu… i moje auto wykonuje elegancki obrót. Całe 180 stopni. Jakby chciało zawrócić, odpuścić. Ale ja już nie mogę — jestem za blisko.

Na miejsce docieram z godziną spóźnienia. Wchodzę. Pierwsza część uroczystości — już za mną. Uśmiechy przy stołach, toast wzniesiony beze mnie. Ale teraz — spojrzenia. Jedne ciepłe, drugie zimne jak lód pod nogami. Niektórzy podchodzą, ściskają dłonie z prawdziwym wzruszeniem. Mówią, że dobrze mnie widzieć. Że brakowało.

I są też inni. Cienie wśród światła. Twarze jak maski, słowa jak pusty dźwięk. A jedna z nich… wykrzywiona nie grymasem, ale wspomnieniem. On. Stoi tam jak wyrzut sumienia w ludzkiej formie. Coś burczy pod nosem, ja odpowiadam równie krótko. Pomiędzy nami ściana z lodu grubsza niż ta na autostradzie.

Nie zostaję długo. Dziękuję, kłaniam się, chowam w płaszczu i wychodzę.
Na zewnątrz zimno, ale jakoś lżej.

Droga powrotna — spokojna. Bez piruetów, bez burzy. Wracam do domu.
Nie do miejsca.
Do siebie.

28 listopada 2010

Przedsmak na tegoroczne Night of the Proms – III – Część trzecia

Chór Fine Fleur z Orkiestrą Il Novecento pod batutą Roberta Groslota

Przedsmak na tegoroczne Night of the Proms – III – Część druga

John Miles